Koń jaki jest, każdy widzi? Niekoniecznie ;)

26 Maj, 2010

Ostatnio przeczytalem krótka prace Pawła Strzeleckiego, która traktowala o hipotezie Poincarego (jeden z milenijnych problemow za milion dolarow). Niejaki Grigorij Perelman udowodnil jej prawdziwość, a ostatnio oficjalnie przyjęto w środowisku matematyków jego naszpikowany różnymi cudami dowód. Rosjanin nie przyjął banki zielonych i każdy kto by go zobaczyl (a podobno porównuje sie te szanse do spotkania Yeti) nie zdziwiłby sie dlaczego dla tego człeka pieniądze nie maja wartości ;). Ale nie o to, nie o to, nie o to. Tekst Pana Strzeleckiego zawiera pewną bardzo trafną uwage, która niezmiernie mi się podoba i pragnę ją zacytować: „Osobom, które stwierdzą, że nie ma po co myśleć o jakichś tam rozmaitościach, bo przecież przestrzeń wokół nas jest euklidesowa i każdy to widzi, pragnę przypomnieć, że przez setki lat prawie wszyscy „widzieli”, że Ziemia jest płaska”.

Tweet this!

21 stycznia, 2010

Od dzisiaj aktywne jest moje konto na Twitterze – http://twitter.com/chebdo . Wraz z nadejściem lutego prawdopodobnie będę miał już tylko czas na klepnięcie tam zdania/dwóch, natomiast bloga pozostawiam na naprawde grube wiadomości. :-) Kolejna zmiana stylu życia, eh. ;-) Ewrybady przygody!

Flash news :)

18 stycznia, 2010

Grek Zorba mawiał: „Żyć to znaczy szukać kłopotów.” Od 1 lutego szukam ich w pięknym Wrocławiu. Co tam będę robił? Wiadomo… Gry ;-P, a konkretnie: zaczynam kariere w Techlandzie. Wroclove baby! :)

3 miesiące za nami…

2 czerwca, 2009

Witam po jakże długiej nieobecności. Tak, wiem, wiem… dałem po bandzie z tą przerwą i parę osób miało mi za złe, że nic nie daje znać. Sorry moi drodzy! Nie zapomniałem o Was w żadnym wypadku! Działo się tyle, że nawet jeśli była odrobina czasu na pisanie, to o chwili skupienia już raczej mowy być nie mogło. Bez zbędnego przedłużania wstępu. Bydgoszcz mnie pochłonęła. Nie stało się to jednak za sprawą miasta ani pracy, a głównie za sprawą ludzi, którzy są blisko mnie. Jest dobrze. :) Czasami tęsknie do moich sąsiadów z Wieniawskiego, a zwłaszcza, w takich jak ta, chwilach samotności, w których oni po prostu nie pozwalali mi pozostać. Wieczorne pogaduchy, poczucie, że naokoło sami swoi. Bezcenne. Ostatnio odwiedziłem Kraków w celu załatwienia częściowo sprawy, która mam nadzieje przestanie mnie gnębić z końcem tego roku – czytaj moja uczelnia. Przy okazji spożyłem obiad z ludźmi z mojej byłej pracy, spiłem Kadarke na hejnał pod moim blokiem, zabalowaliśmy z Gosią i Kura w Cieniu na czwartkowych „Sex on Wax”. Piątek to wieczór z przyjaciółmi z Kielc, a sobota i połowa niedzieli, to czas spędzony z rodziną. Licho nie było. :-) Trochę sprało mnie to 500 km w te i z powrotem, ale czegóż nie robi się dla nauki i przede wszystkim zabawy! :P Już niebawem napisze jakiś większy i nie pisany tak na gorąco jak ten post, raporcik, który być może okraszę fotografiami/filmami (o ile znajdę miejsce na serwerze by je tam wrzucić). Teraz idę spać, bo padam. Zaczęliśmy z Ardenim uczęszczać na siłownie, by trochę poużywać innych części naszych wątłych ciał, a nie tylko tyłka. ;-) Dobranoc!

Odrobina retrospekcji – „Hawayan Party – ćwiartka stuknęła”

2 czerwca, 2009

Post leżał i leżał w roboczych wersjach, a ponieważ w końcu znalazłem chwilę na nostalgię w samotności wrzucam go, gdyż mi samemu przypomniał jak gorący okres mam za sobą. :-) Oto on… jest 16.03.2009:

„Otworze tylko piwo, pssss… aaaaa. Okej mogę pisać. :-) Luzacki klimat na Al. Mickiewicza po pracy. Butelki i puszki po całym stole, coś się szykuje… ale ja nie o tym. Mamy 21:13, jeszcze nie wszyscy wrócili z pracy, więc spokojnie mogę skrobnąć kilka słów. Przed paroma minutami obejrzałem z pełną uwaga zdjęcia i filmiki z mojej i Kury (mojego sąsiada 4ever) imprezy urodzinowej o tytule takim samym, jaki ma ten post. Plażowe przebranie obowiązkowe. W końcu nie po to trąbiliśmy o imprezie tematycznej od 3 miesięcy, żeby zrobić później z niej zwykłą popijawę z tanami. Powiem tak… ma-sa-kra. Goście nie zawiedli. :-) Dziewczynki przebrały jak należy się… Nie ma co opisywać szczegóły, kiedy i tak pamięta się tylko okruchy. ;-) Uczucie, że ta noc była intensywna mimo wszystko pozostało. Seksowne dziewczyny, w którymś momencie wszyscy goście bez koszulek, kan-kan, ponad 7 litrów wódki, browara, Ice’ówki 2 litry oraz mandat 200 zł za zakłócanie porządku… chciałbym opublikować filmiki i wszystkie zdjęcia, ale niestety nie mogę… :->. Jednym zdaniem – wszystko czego trzeba na dobrej imprezie na Wieniawskiego w Krakowie! :-)”

Szczęście w nieszczęściu – awaryjne lądowanie w Bydgoszczy.

7 marca, 2009

Awaryjne jak diabli. Dróżka do Bydgoszczy może niezbyt kręta, ale na pewno niosąca ze sobą takie samo zagrożenie jak każda inna. Przeprowadzka moja i Adriana (kolega, z którym już pracowałem i będę pracował we Flying Fish Works) do Bydgoszczy różami usłana nie była. Mieliśmy wypadek w Łodzi. Jak to pan Wołoszański zwykł mawiać w swoich „Sensacjach XX wieku” – mamy 4tego marca 2009 roku. W stłuczce, do której przyczynił się pośrednio niestety wóz ze znaczkiem „L” na dachu, wzięło udział 7 aut. Skończyło się szczęśliwie, bo prócz aut, portfela (były mandaty) nikt nie ucierpiał. Kosztowało nas to jednak oczywiście trochę nerwów, bo nie wiadomo było, czy damy radę kontynuować podróż, a przecież jeszcze 230 km przed nami. W dodatku zmarzliśmy niemiłosiernie, bo na stróżów prawa czekaliśmy 1,5 godziny. Nota bene ja oraz kierowcy pojazdów, które weszły ze mną w kolizję, wcale nie chcieliśmy po nich dzwonić, no ale zawsze znajdzie się ktoś „mądry” w tłumie sfrustrowanych, kto będzie chciał. Mandat karny 200 zł, 6 pkt karnych oraz zdjęcia poniżej. Chyba nie muszę komentować.

Auto zaraz po wypadku
Auto zaraz po wypadku

Gdzie tu szczęście? Da sie i na to pozytywnie spojrzeć. Auto było w stanie jechać dalej! Silnik sprawny, chłodnica (jak mi sie wtedy wydawało) nie przeciekała, niezbędne oświetlenie całe i sprawne, a w dodatku facet, który jechał za mną zdołał wyhamować, więc bagaż cały. Przejechaliśmy 180 kilometrów tak posklejanym wozem (wcześniej musieliśmy jeszcze łomem zastosować pewną kosmetykę błotnika, aby nie obcierał o koło). No i klops. Woda z chłodnicy zleciała, stanęliśmy niemalże w szczerym polu, ciemno, dym spod maski… wyobraźcie to sobie. Zabraliśmy się z Ardenim za maskę i wyginamy dziada, bo przecież i tak brzydsza już nie będzie. ;-) Dolaliśmy płynu i z zaciśniętymi zwieraczami (tak na zaś) dojechaliśmy do stacji benzynowej po zapas płynu. Potem tak jeszcze 2 razy stawaliśmy co 20 km, żeby uzupełnić to co wyciekło po drodze. Jakby tego było mało przed sama Bydgoszczą (5 km od celu) czerwona lampka zaczęła krzyczeć niemiłosiernie, że silnik się przegrzewa. Mimo to daliśmy radę, a wszelakie przekleństwa i wyzbycie się tłumionych emocji nastąpiło tuż po wyjściu z auta przed naszą docelową noclegownią. Ufff…. nie był to najbardziej wymarzony początek, ale grunt, że skończyło się tak jak się skończyło. Auto już u blacharza/mechanika, mnie czekają porachunki z ubezpieczalnia, kupa kasy do wydania i trzeba w tym wszystkim skupić się na pracy, której jest po prostu w cholerę! Wszystko idzie pełną parą. Zapisałem się na ten rejs i dopłynę do końca, no bo co. :-) W końcu chciałem wyjść z marazmu. Czasami dobrze jak jest chociaż trochę przeje!$#ne… Człek czuje, że żyje. ;-) Kolejne newsy już apropos nocnego życia w Bydgoszczy – niebawem. Pierwsze koty za płoty w tym temacie już są. Kończąc… uważajcie tam na drodze!

Gorączka wtorkowej nocy

24 lutego, 2009

Gorączka przygotowań do przeprowadzki, gorączka ciała. W moim przypadku takie połączenie w ogóle nie zaskakuje. Przyćpałem już fervex i leżę ledwo żywy, a nocą spodziewam się jakichś ciekawych halucynacji. Cóż, sam jestem sobie winien. Dlaczego?

W zeszłą niedzielę miałem „przedwyprowadzkowe” spotkanie z przyjaciółmi z Kielc. Zaczęło się jak zawsze kulturalną gadką szmatką, a skończyło oczywiście na rozmowie o seksie. ;-) Wszystkim nam czegoś brakuje, najwyraźniej również luźnej konwersacji na te tematy, które przecież zawsze niosą ze sobą kupę śmiechu, a niejednokrotnie potrafią nam, ku przestrodze, zwrócić uwagę na pewne prawdy życiowe. Jedna z nich wiąże się z hasłem „wpadka”, które padło gdzieś miedzy zdaniami, a jednocześnie rozwiązało zagadkę przyczyny mojej choroby. Wiadomo – „Jak nie nosisz czapki, to możesz się przeziębić…”, if you know what I mean. Niezła wpadka, eh…

Na początku był Chaos…

22 lutego, 2009

Po wielu latach użytkowania Internetu oraz nieustannej obrony wszystkimi członkami, którymi można wyrządzić komuś krzywdę, stało się. Założyłem własnego bloga. Co mogło mnie skłonić do wtopienia się miedzy tłumy polityków (z panem Korwinem Mikke na czele), rzesze ludzi z emocjonalnymi problemami i innymi tego typu? Jest kilka konkretnych powodów. Przede wszystkim jest to ukłon w stronę moich przyjaciół, którzy prosili mnie, bym napisał od czasu do czasu co się u mnie dzieje. Blog to dobra, nieinwazyjna forma wrzucenia kilku informacji o sobie, które ktoś ciekawy będzie mógł odczytać, a ktoś kogo to nie interesuje, po prostu – olać. Kolejna rzecz to fakt, że moje podejście do blogów zmieniło się diametralnie w momencie, kiedy wszedłem na bloga Michała Mazura (http://www.mazzi.pl), mojego kolegi game designer’a z poprzedniej pracy (pozdro człowiek!). Facet jest żywym przykładem tego, jak bardzo ograniczone było moje podejście do blogowania, do tego jacy ludzie to uprawiają. Jego blog jest przejrzysty, interesujący i z chęcią będę na niego zaglądał tym bardziej, że Mazzi to fantastyczny gość, który ma talent do sklejania słów w tak skomplikowane niestety dla mnie konstrukcje jak zdania. Czytanie jego tekstów jest już przyjemnością samą w sobie. Główny powód jednak dlaczego będę tam zaglądał to fakt, że być może dowiem się stamtąd co u chłopa się dzieje, biorąc pod uwagę, że… ale o tym za jakiś czas, gdyż zostałem o to poproszony. Kolejna sprawa: „po co blog”, a w zasadzie „dlaczego akurat teraz”? Znalazłem się, w przełomowym, jak sądzę, momencie mojego życia. Ma to związek z nową pracą (http://www.flyingfishworks.com), przeprowadzką do zupełnie obcego mi miejsca jakim jest miasto Bydgoszcz oraz faktem, że oddalam się na znaczną odległość od dwóch bliskich mi miast: Kielc i Krakowa. „Scyzoryków” lub jak wolimy na nią mówić z przyjaciółmi z okolic: „stolica” ;-) to czas mojego dzieciństwa, szkoły podstawowej, LO. Kraków to studia. Spędziłem w jednym i w drugim dość czasu, by zawiązać przyjaźnie na całe życie. Mój sentyment do tych miast powodują nie mury, nie ulice itd, a przede wszystkim LUDZIE, którzy tam żyją. Zawsze, kiedy o tym myślę na sercu robi mi się dziwnie ciężko. Życie mimo wszystko toczy się dalej, a ja przecież nie wyjeżdżam do Ameryki. Nie ma co się smucić, bo podejmując tę decyzję wiedziałem co robię, a kontakt z przyjaciółmi pozostanie, bo ja o ludziach mi bliskich, psia krew, niestety nie potrafię zapomnieć. :-) Nie mam pojęcia jak się odnajdę w Bydzi, ale mam nadzieję, że nie zajmie mi to więcej czasu niż będzie to konieczne. Kiedy wyprowadzka? Wyjeżdżam ze starej stolicy 28 lutego. Konkludując: świat jest mały i wszystko w moich rękach. :-) W Bydgoszczy mam zamiar dobrze zap#$*%ać, chociażby dlatego, że nie poświeciłem tego wszystkiego, żeby dać du@y! Za dużo to wszystko dla mnie znaczy…

Może będę kończył. Jak brzmi tytuł: „na początku był chaos”. Zasiałem go już dosyć sporo. Oby w następnych postach było składniej, lepiej z interpunkcja itd, bo znajomi zwłaszcza ci z wykształcenia poloniści, oślepną od czytania tego wszystkiego. (pozdro Iza, o moja bogini, władczyni ;-)) Czuję się zatem zobowiązany do poważnego podejścia do spraw słowa pisanego. Do następnego…